Mandarynką w przeziębienie

Tym, którzy wychowali się w czasie PRL-u kojarzy się z luksusem. Jeszcze mniej dostępna niż pomarańcze, bywała „rzucana” na święta. Obecnie dostępna niemal o każdej porze roku na każdym warzywnym straganie. Ta mniejsza siostra pomarańczy – mandarynka to gatunek rośliny wieloletniej z rodziny rutowatych. Owoc niezwykle cenny zwłaszcza o tej porze roku ze względu na dużą zawartość witaminy C!

Jej nazwa pochodzi od nazwy wyspy Mauritius na Oceanie Indyjskim, zwanej też Mandarą. Już kilka sztuk tego owocu wystarczy, żeby pokryć dzienne zapotrzebowanie na witaminę C, która wzmacnia nasz układ odpornościowy i chroni przed infekcjami. Witamina C jest antyoksydantem, czyli substancją, która walczy z nadmiarem rakotwórczych wolnych rodników.

Te małe, ale wartościowe owoce mają bardzo dużo witaminy A. Więcej ma jej tylko grejpfrut. Witamina A przeciwdziała powstawaniu schorzeń oczu. Wpływa także niezwykle korzystnie na kondycję skóry, kości i zębów.
Owoce te to także źródło witamin z grupy B, kwasu foliowego, potasu, magnezu, manganu. Polecane są osobom cierpiącym na zaparcia oraz infekcje dróg moczowych. Nobiletyna, flawonoid obecny w mandarynce (głównie w skórce), zapobiega odkładaniu się tłuszczów w wątrobie, przez co obniża ryzyko zachorowania na cukrzycę typu II i miażdżycę.

Mandarynki niszczą komórki odpowiedzialne za niektóre nowotwory, na przykład raka wątroby. Dzieje się tak dzięki substancji salvestrol Q40, która występuje w skórce.
Z kolei z liści otrzymuje się olejek eteryczny, wykorzystywany w przemyśle spożywczym i perfumeryjnym. Jest też uważany za afrodyzjak.