Lynne Farrow w książce „Jod leczy. Skuteczny program terapii” przedstawiła długą historię jodu i wyjaśniła dlaczego pierwiastek ten wypadł z łask konwencjonalnej medycyny.
Na początek warto podać kilka danych statystycznych, aby zrozumieć wagę problemu. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia ponad 35 proc. populacji cierpi z powodu niedoboru jodu w organizmie. U ponad 600 mln występują tzw. wola endemiczne, związane z nieprawidłowym funkcjonowaniem tarczycy. W Polsce, w której jego niedobory występują na prawie 90 proc. powierzchni kraju, chorobami tarczycy zagrożonych jest 8 mln Polaków.
Pojawia się pytanie jakie są przyczyny tak ogromnych deficytów tego składnika. Odpowiedź jest bardzo prosta toksyny środowiskowe, takie jak brom, pestycydy i dodatki do żywności wypierają ten pierwiastek. Bromowane środki zmniejszające palność są wszędzie wokół nas. Od lat 70. XX wieku, kiedy zaczęto je stosować, gromadzą się w naszych domach, samochodach i miejscach pracy. Mniej więcej w tym samym czasie przestano wzbogacać żywność jodem, co przyczyniło się do jego niedoborów, osiągających poziom epidemii.
Odkrycie jodu jako pierwiastka chemicznego w 1811 roku stało się przełomowym momentem w medycynie XIX-wiecznej. W tamtym okresie choroby płuc były plagą. W 1829 roku Jean Lugol, paryski lekarz wynalazł popularny specyfik nazywany płynem Lugola, zawierający 5 proc. jodu i 10 prpoc. jodku potasu, rozpuszczone w wodzie destylowanej.
Miał to być lek na płuca, ale z czasem zaczęto używać go do wszystkiego: od oczyszczania wody, paraliż, cholerę, gruźlicę węzłów chłonnych, odmrożenia, oparzenia, wrzody, torbiele, bronchit po leczenie chorób tarczycy. Niestety po II wojnie światowej penicylina oraz sulfonamidy zaczęły wypierać jod w leczeniu infekcji.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa PURANA.